Devil’s Attorney recenzja
Nie byłeś do końca uczciwy wobec klientów? Znaleziono w Twoim lokalu coś, co nie powinno się znaleźć? Jesteś o krok od wylądowania w więzieniu? W takim razie pędź do Maxa McManna, najzdolniejszego i chyba najbardziej narcystycznego adwokata, jaki chodził po Ziemi.
Devil’s Attorney!
W Devil’s Attorney, strategicznej grze turowej stylizowanej na lata 80’, wcielamy się w rolę czarującego i niezwykle uzdolnionego doradcy prawnego o imieniu Max McMann. Podczas gry bronimy naszych klientów i wspieramy się coraz wyżej po drabinie kariery. Niestety, po drodze również nadepniemy na odciski, co poniektórych prokuratorów, których największym pragnieniem stanie się zatrzymanie pędzącego przed siebie Maxa.
Grę zaczynamy w taniej, obskurnej dzielnicy. W posiadaniu mamy małe mieszkanko i biuro, będące naszym centrum dowodzenia. Z poziomu biura możemy wybrać sprawę, którą chcemy się zająć – pokazany jest nasz klient, prokurator, z którym przyjdzie nam się zmierzyć jak i nagroda pieniężna. Gdy już trafimy do sądu, rozpoczyna się bitwa, gdzie naszym zadaniem jest wybronienie za wszelką cenę naszego klienta. Aby wygrać, musimy w ostateczności wyeliminować stojącego przed nami prokuratora, zanim on, wraz ze świadkami i dowodami sprawy, zrobi to z nami.
Objection!
Zadanie wydaje się niemożliwe, ale nie dla niedoścignionego Maxa McManna, uzbrojonego w wiele ciekawych umiejętności. Każdy z naszych „przeciwników” ma ilość „punktów obrażeń”, jakie może przyjąć. Gdy spadną do zera – zostają pokonani i znikają z pola bitwy. Nasze ataki są podzielone na trzy kategorie – w dowody, w osoby i dodające nam bonusu do obrażeń czy ogólnej efektywności. Użycie każdej czynności wiąże się ze swego rodzaju ryzykiem, dlatego jak w rasowej karciance, kluczem do zwycięstwa, jest odpowiednie wymierzanie ataków. Jeśli nie uda nam opanować się tej sztuki, w krótkim czasie pasek „Guilty – Not guilty” nam spadnie do zera i przegramy sprawę.
Na szczęście po przegranej, możemy jeszcze raz rozegrać walkę o naszego klienta, bez żadnych negatywnych konsekwencji. Dodatkowo jeśli wygramy sprawę, w mniej niż określoną liczbę rund, zostajemy nagradzani bonusową ilością pieniędzy. Zdobyta gotówka służy nam do zakupywania akcesoriów i mebli do naszego apartamentu, czyli w efekcie ulepszania naszych zdolności poprzez zwiększanie jednego z pasków „upadku moralności”. W ten sposób dostajemy nowe, unikalne umiejętności, które nieraz uratują nam skórę podczas cięższych spraw. Ogromnym i jednocześnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem, był brak wszędobylskiego sklepu z walutą, który w wielu innych grach pozwala na „kupienie” sobie zwycięstwa.
Devil’s Attorney jest grą zrobioną z ogromnym przymrużeniem oka. Począwszy od stylistyki z lat 80, nawiązującej do klasycznych gier przygodowych na PC, po dialogi pomiędzy prokuratorami, a „adwokatem diabła”. Wszystkie kwestie są zdubbingowane, a każdy z naszych przeciwników cechuje się unikatową osobowością oraz zdolnościami. W grze również znajdziemy mnóstwo odniesień do popkultury, czy to w postaci klienta łudząco podobnego do pewnego muskularnego, austriackiego pochodzenia jegomościa czy sprawy, której bohaterem będzie pewny charakterystyczny rockman i jego słynny wyczyn. W każdym bądź razie, śmiechu jest sporo.
(Devil’s Attorney zwiastun)
Plusy
Oryginalna rozgrywka i pomysł
Fabuła
Humor
Minusy
Za prosta na poziomie normalnym
Dość krótka
Podsumowanie
Przyznam się szczerze, że do Devil’s Attorney podchodziłem ze sporą rezerwą i gdyby nie promocja wątpię, żebym zdecydował się zakupić ten tytuł. Moje obawy były jednak zupełnie bezpodstawne, ponieważ jak się okazało, była to jedna z niewielu gier na telefon, od których się wręcz uzależniłem i nieraz włączałem ją sobie będąc w tramwaju. Powodem była nie tylko zabawa, lecz świetna, wciągająca fabuła i postać Maxa, który swoimi wypowiedziami wobec przeciwników, nawet mnie przeciągnął na swoją stronę.
Choć rozgrywka sprawia wiele frajdy, jest niestety dość prosta i krótka, w szczególności na normalnym poziomie trudności. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie przejść ją później na „Hardzie” – dopiero wtedy gra zaczyna się na poważnie.
1089 wyświetleń